
Tragedia we wsi Ulatowo-Żyły. Trzech partyzantów zginęło, walcząc do końca
Walki NSZ z niemieckim okupantem na północnym Mazowszu toczyły się ze zmiennym szczęściem. Niestety, niejednokrotnie dochodziło do tragedii. Jedną z nich wspominał Czesław Czaplicki (ps. „Ryś”) w swojej książce „Poszukiwany listem gończym”.
Na początku października 1944 roku niemiecka żandarmeria osaczyła trzech żołnierzy z oddziału dowodzonego plutonowego Wincentego Kowalewskiego (ps. „Toporek”). Byli to Stanisław Jabłoński („Madej”), Stanisław Dzierzęcki („Lis”) i Franciszek Roman („Zając”). Kwaterowali oni właśnie w gospodarstwie rodziny Rosłoniów we wsi Ulatowo-Żyły (pow. przasnyski), gdy zagrodę otoczyło 16 żandarmów na koniach.
Doszło do wymiany ognia, Niemcy obrzucili dom granatami. W efekcie zabudowania stanęły w płomieniach. Po stoczeniu bohaterskiej walki polegli wszyscy trzej partyzanci, śmierć poniósł też gospodarz domu i jego córka. Po stronie wroga zginął jeden z żandarmów, rażony odłamkiem granatu, który zdołał przez okno wyrzucić „Zając”.
Z rodziny Rosłoniów ocalała żona gospodarza i małoletni syn. Kobieta została aresztowana. Przez dwa tygodnie była torturowana, a następnie Niemcy zabili ją i zakopali w lesie.
Warto dodać, że tego dnia na kwaterze u Rosłoniów było jeszcze dwóch innych żołnierzy – wspomniany „Toporek” oraz Andrzej Chodkowski ps. „Zemsta”. Na kilka minut, zanim doszło do obławy, opuścili gospodarstwo, udając się na spotkanie organizacyjne z kierownictwem Armii Krajowej.
Tragedii w Żyłach można było jednak uniknąć, gdyby nie zlekceważono ostrzeżenia, przesłanego przez proboszcza ze Skierkowizny o grożącym niebezpieczeństwie – wspominał Czesław Czaplicki.
Źródło: Czesław Czaplicki, Poszukiwany listem gończym, wyd. 2, Wrocław 2004.
Artykuł powstał dzieki wsparciu Gminy Wrocław
Kontakt
Wydawca
Stowarzyszenie Dolnośląski Instytut Korfantego